Spotkanie
- dodane przez: Trynitarze
Niech będą błogosławione wszystkie drogi,
Proste, krzywe i dookolne,
Jeżeli prowadzą do Ciebie,
Albowiem moja dusza bardziej tęskni za Tobą,
Niż tęsknią nocami stróże, pokryci rosą,
Za wschodzącym słońcem.
(Roman Brandstaetter, Spotkanie z Bogiem)
Taki czas, że coraz trudniej o radość spotkania. Pośpiech, strapienia, krótki dzień, Ziemia kręci się coraz szybciej… Pretekstów nie brakuje, żeby zrezygnować z rozmowy lub odsunąć ją w czasie.
Im więcej komunikatorów, tym uboższa wzajemna komunikacja, słabnące więzi, fałszywe zetknięcia się w niepewności. Bywa, że osamotnienie rodzi poczucie krzywdy albo winy. Ludzie ufortyfikowani według schematu „nie mówić, nie ufać, nie odczuwać” nie wentylują myśli, emocji, lęków, za to umierają wewnątrz z tęsknoty za drugim.
Tymczasem samotność oznacza także możliwość spotkania.
Najważniejszym wydarzeniem w życiu duchowym jest spotkanie Boga, który je zwykle znienacka inicjuje, ważna jest zatem gotowość i uważność. Niczym w przypowieści o pannach z lampami (por. Mt 25, 1–13) warto zatroszczyć się o to, co powinno być moją „oliwą”. Co niosę na spotkanie z Panem (i mam zawsze przy sobie)? Czy mi tego starczy? Uczynność, ofiarność, miłość… A może wręcz przeciwnie, moja lampa zgaśnie, bo niosę nie to, co trzeba?
Na zielonych równinach, nad spokojnymi wodami – w wewnętrznej przestrzeni zaufania i ukojenia można spotkać miłosiernego Ojca. Wtedy „modlitwa, spotkanie z Bogiem w ciszy, odsyła nas wprost do serca dramatów sióstr i braci” (ks. Robert J. Woźniak). Możemy w ten sposób spotykać nieznane osoby potrzebujące duchowego wsparcia, cierpiące w milczeniu, obok albo nawet gdzieś bardzo daleko. Niewolników, więźniów, prześladowanych współbraci w wierze.
„Spotkanie wydaje się wydarzeniem przypadkowym; nie wiadomo kiedy, gdzie i dlaczego… Gdy jednak nastąpi, okazuje się, że było przygotowane przez całą przeszłość osób, które się spotkały. Widać wówczas, jak istotną rolę we wzajemnym «naprzeciw siebie» odgrywa to, co ci ludzie mają już «poza sobą»” (ks. Józef Tischner, Filozofia dramatu).
Osadzeni w zakładach karnych, pozbawieni wolności za czyny przestępcze, mają dramatycznie wiele „poza sobą”… A my, z drugiej strony więziennego muru, możemy stanąć im naprzeciw.
Taka sposobność nadarzy się wkrótce. Święta Bożego Narodzenia, na które czekamy w Adwencie, to zwykle czas radosnych rodzinnych spotkań. Różnie bywa, ale przy stole wigilijnym czy świątecznym nie sposób nie spojrzeć drugiemu człowiekowi w oczy, nie da się nie zatęsknić za pokojem i szczęściem w rodzinie, za bliskością i zrozumieniem.
Można sobie wyobrazić, że takie emocje potęgują się w sytuacji odosobnienia, poczucia winy i bezsilności, wśród obcych, często nieprzychylnie nastawionych ludzi obarczonych własnymi problemami, w otoczeniu nieprzypominającym domu…
Niejeden z więźniów wyklucza spotkanie z Bogiem, w przekonaniu, że zbyt wiele ich dzieli: „Panie, nie trudź się, bo nie jestem godzien, abyś wszedł pod dach mój, i dlatego ja sam nie uważałem się za godnego przyjść do Ciebie” (Łk 7, 1–10). Na dnie tej rezygnacji ze spotkania z Jezusem z pewnością kryje się jednak nadzieja, że Pan, tak czy inaczej, przyjdzie. A z Jego strony nie ma pośpiechu, kiedy posługując się nami, widzi – miłość.
Nasze trynitarskie „naprzeciw” to propozycja dla wszystkich, którzy na spotkanie z Panem niosą empatię, wyrozumiałość, miłosierdzie. Od kilku lat przed Bożym Narodzeniem przesyłamy za kraty, do każdej celi w krakowskich zakładach karnych, niewielkie świąteczne upominki dla osadzonych, zestawy żywności z życzeniami świątecznymi i opłatkiem – tak aby mogli podzielić się tym w celi, chociaż przez chwilę zbudować wspólnotę wokół stołu, stworzyć namiastkę wigilijnego nastroju. Jest to możliwe tylko dzięki ofiarności wielu ludzi dobrej woli (tak podpisujemy życzenia). Na zakup kawy, herbaty, słodyczy do 300 paczek potrzebujemy około 15 000 zł. Bardzo wdzięczni za każde wsparcie czekamy na wpłaty do 17 grudnia 2021.
Wszystkich ofiarodawców ogarniamy serdeczną modlitwą.